Nie sądziłam, że teściowa ma takie plany… Prawda wyszła na jaw, kiedy było już za późno
Moja teściowa od zawsze starała się być dla nas wsparciem. Kiedy więc zaproponowała, że pomoże nam finansowo w trudnym momencie, byłam wzruszona. Nigdy wcześniej nie okazywała takiej hojności, a my byliśmy w sytuacji, w której każda złotówka się liczyła… Cieszyłam się, że wreszcie doceniła nasz wysiłek, ale coś mi nie dawało spokoju…
Wszystko zaczęło się układać jak z bajki – większy dom, stabilizacja, aż pewnego dnia… Pewne słowa, które usłyszałam przypadkiem, zmieniły cały obraz sytuacji. Nie mogłam uwierzyć, że byliśmy częścią tak misternie utkanej intrygi, która miała swoje źródło tam, gdzie najmniej się spodziewałam…
Początek pomocy
Kiedy Anna, moja teściowa, pierwszy raz zaproponowała, że pomoże nam finansowo, byliśmy zdziwieni, a jednocześnie wdzięczni. Nasza sytuacja życiowa nie była łatwa – małe mieszkanie, kredyt na karku, a w planach powiększenie rodziny. Teściowa nigdy nie należała do osób, które oferują coś bezinteresownie. Zawsze trzymała się na dystans, a jej komentarze na temat naszych decyzji często były uszczypliwe. Jednak tym razem, wszystko wydawało się inne. Anna wyciągnęła rękę, proponując nam duży zastrzyk gotówki, który pozwoliłby na zakup nowego, większego mieszkania.
- Naprawdę? – zapytałam, zdziwiona jej nagłym zwrotem w naszym kierunku.
- No tak – odparła. – Wiem, że to dla was trudne. Mój syn zasługuje na coś więcej niż tę ciasną klitkę. Nie chcę, żebyście całe życie mieszkali w takim miejscu.
Teściowa zaoferowała swoją pomoc jako formę „darowizny”. Pieniądze miały być przeznaczone na zakup nowego, większego mieszkania. Mój mąż Paweł, chociaż zaskoczony, z radością przyjął jej ofertę. Ja jednak czułam pewien niepokój, ale z uwagi na naszą trudną sytuację, nie oponowałam. Uznaliśmy, że to dobry krok w stronę lepszej przyszłości.
Nowe mieszkanie, nowe problemy
Dzięki pomocy teściowej szybko udało nam się znaleźć wymarzone mieszkanie. Było przestronne, jasne, idealne dla nas i dla naszej przyszłej rodziny. Życie zaczęło się układać, a my mieliśmy nadzieję, że teściowa po prostu chce, żebyśmy byli szczęśliwi. Paweł był przekonany, że jego matka w końcu zrozumiała, że potrzebujemy jej wsparcia, i że w końcu stara się być częścią naszego życia w sposób pozytywny.
Jednak ja coraz częściej miałam wrażenie, że coś jest nie tak. Anna zaczęła coraz częściej wpadać do nas bez zapowiedzi. Czasami zostawała na kolację, innym razem przynosiła nam jedzenie lub drobne upominki. Mimo że starałam się być wdzięczna, miałam wrażenie, że jej obecność staje się coraz bardziej uciążliwa. Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że Anna ma wobec nas jakieś ukryte zamiary.
- Przecież to normalne, że się martwi – mówił Paweł, kiedy wspomniałam mu o swoich obawach. – Pomogła nam, więc chce nas częściej widywać.
Ale to nie było wszystko. Z czasem zauważyłam, że teściowa zaczynała coraz śmielej wyrażać swoje zdanie na temat naszego życia. Zaczęło się od drobnych komentarzy: „Nie powinnaś tak często zamawiać jedzenia na wynos” lub „Czy naprawdę potrzebujecie tego dużego telewizora?”. Te uwagi były irytujące, ale postanowiłam je ignorować.
Kłótnia, której nie przewidziałam
Sytuacja jednak eskalowała, kiedy pewnego dnia Anna przyszła do nas i zasugerowała, że powinna mieć swoje klucze do naszego mieszkania „na wszelki wypadek”. Mój mąż nie widział w tym nic złego, ale ja nie byłam przekonana. Dlaczego potrzebowała kluczy? Przecież zawsze możemy się umówić na spotkanie. Poza tym, była z nami już wystarczająco często.
- Co ty, zwariowałaś? – powiedziałam do Pawła. – Ona chce tu rządzić, nie widzisz tego?
- Przesadzasz – odpowiedział spokojnie. – To moja mama, pomaga nam, więc dlaczego nie miałaby mieć kluczy?
Nasz spór narastał. Paweł nie chciał przyjąć moich obaw do wiadomości, a ja byłam przekonana, że coś jest nie tak. Mimo to, postanowiłam ustąpić. Ostatecznie Anna otrzymała klucze do naszego mieszkania.
Odkrycie prawdy
Kilka tygodni później, wróciłam wcześniej z pracy. Paweł był jeszcze w biurze, więc spodziewałam się, że będę miała trochę czasu dla siebie. Kiedy jednak weszłam do mieszkania, usłyszałam czyjeś głosy. Szłam powoli w stronę salonu, a moje serce biło coraz szybciej. W salonie zobaczyłam Annę, rozmawiającą przez telefon.
- Tak, tak, już prawie wszystko załatwione – mówiła z uśmiechem. – Oni nawet nie wiedzą, co się szykuje.
Stanęłam jak wryta. O czym ona mówiła?
- Mój syn? On nie ma o niczym pojęcia – kontynuowała Anna, nie zauważając mnie. – A ona? Cóż, myśli, że to pomoc. A tymczasem… dom będzie nasz. Wszystko jest już spisane w dokumentach.
Zamarłam. Prawda zaczęła mi świtać w głowie. To nie była pomoc. Anna od początku planowała coś więcej – manipulowała nami, a w rzeczywistości przygotowywała papiery, dzięki którym dom, który kupiliśmy za jej pieniądze, miał należeć do niej. Wykorzystała nasze zaufanie, by zdobyć kontrolę nad naszą przyszłością.
Finał kłamstw
Kiedy Anna skończyła rozmowę, z hukiem weszłam do salonu. Jej twarz zdradziła wszystko – nie spodziewała się mnie o tej porze.
- O czym ty mówiłaś, Anna? – zapytałam, ledwo powstrzymując złość.
Zaczęła się tłumaczyć, plącząc się w słowach. Okazało się, że w umowie, którą Paweł podpisał, znajdował się zapis, który dawał teściowej prawo do przejęcia mieszkania w razie naszej niewypłacalności. I choć nigdy nie wspomniała nam o tym, od początku planowała przejąć kontrolę nad naszym nowym domem.
- To tylko na wszelki wypadek… – próbowała się bronić, ale jej słowa przestały dla mnie mieć znaczenie.
Wróciłam do męża i zażądałam, byśmy natychmiast rozwiązali umowę i uniezależnili się od jego matki. Paweł, choć początkowo bronił teściowej, w końcu zrozumiał, jak bardzo nas zmanipulowała.